Komentarze: 4
Zbieram krwawe żniwo moich życiowych decyzji...Wybrałem swoją scieżkę, zamknąłem za plecami bramę...Zmierzam gdzieś lub donikąd...Przekonam się na końcu drogi...O ile będzie koniec...Jeśli cokolwiek jest tam, gdzieś tam, a może tam - nigdzie??? Sieję zamęt...Nic innego nie robię...Może to z zazdrości, że nie osiągnąłem spokoju ducha...To mi sie nie udało...Może jeszcze kiedyś spróbuję...Narazie idę gdzieś - nigdzie i rozmyślam...Dużo myślę...Głównie o sobie, o sobie i Bogu...Nie czuję, że mnie opuścił, ale też nie wiem czy o mnie pamięta...A może On nie istnieje??? Może to kolejne moje chore urojenie...Kolejne zaburzone impulsy elektryczne wypaczają mój umysł i tworzą skrzywiony obraz świata przed moimi oczyma??? Może niepotrzebnie staram się usilnie dostrzec pozytywne strony tego chaosu??? Jeśli jest Bóg, to chcę go poznać...Z innej strony niż chcą inni...Jeśli jest On, to jest i Szatan...On iteresuje mnie bardziej...Bóg jest idealny - Lucyfer popełniał błędy, czuł bólni piętno wygnania...Jest mi bliższy, ale co jeśli i to okaże się kłamstwem??? I wciąż to samo gdybanie...Można sie zanudzić...Ale kiedy idę sam tą ścieżką niepewności, to wszystko nie ma tak naprawdę znaczenia...nawet gdybym szedł z zamkniętymi oczyma, trafiłbym tam, gdzie miałem trafić - do nikąd...